Przygotowując dla siebie plan treningowy, starajmy się nie kopiować cudzych rozwiązań, gdyż te mogą być dostosowane do indywidualnych predyspozycji i oczekiwań danego biegacza. Próbując je zastosować do siebie, możemy nie uzyskać pożądanych efektów lub nawet sobie zaszkodzić przeciążając organizm. Każdy z nas w końcu zaczyna przygodę z bieganiem z innego poziomu wyjściowego. Dla jednego przebiegnięcie trzystu metrów nie będzie stanowiło żadnego problemu, a dla drugiego będzie to dystans do niepokonania za jednym razem, będzie musiał zrobić dwie lub trzy przerwy, aby odsapnąć. Trudno więc realizować plan treningowy kogoś innego – trzeba raczej dostosować go do swoich potrzeb i możliwości. Sztywne trzymanie się planu znalezionego powiedzmy w internecie, może obrócić się przeciwko nam. Najlepiej byłoby skorzystać z osobistego trenera, który podda nas odpowiednim testom i na ich podstawie przygotuje właściwy plan treningowy. Będzie on także kontrolował nas na bieżąco i wprowadzał korekty do treningów, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Jeżeli nie planujemy zostać zawodowym biegaczem, nie ma potrzeby utrzymywać takiego osobistego trenera, gdyż wiąże się to z niemałym wydatkiem. Biegając amatorsko, spokojnie wystarczy nam kierować się zdrowym rozsądkiem, obserwując swój organizm. Będzie on mówił nam czy trening należy wzmocnić, osłabić czy zrobić sobie krótką przerwę na regenerację opuszczając jeden, czy dwa treningi.
Rozpoczynając przygodę z bieganiem, nie musimy koniecznie układać dla siebie plan treningowy. Możemy po prostu biegać na miarę swoich bieżących możliwości, kierując się wyłącznie tym, co mówi nasz organizm. Z uwagi jednak na to, iż organizm często mówi nam dopiero po fakcie (np. po przesileniu podczas treningu), musimy także kierować się wiedzą i zdrowym rozsądkiem. Nie sztuka podczas jednego treningu przebiec dystans dziesięciu kilometrów szybkim tempem, skoro potem przez tydzień nie będziemy mogli się ruszyć. To częsty błąd początkujących: biegają za często i za dużo. W końcu przychodzi przesilenie organizmu lub kontuzja, a za nią zniechęcenie do dalszego biegania.
W bieganiu, jak w każdym innym sporcie siłowym, najwłaściwsza jest metoda małych kroków, w której stopniowo podnosimy poprzeczkę. Organizm (mięśnie, ścięgna, płuca, serce) musi mieć czas na przystosowanie się do większego obciążenia i wysiłku; musi mieć też czas na regenerację. Jeżeli nigdy wcześniej nie uprawialiśmy biegów, nie możemy nagle wyruszyć na wielokilometrowy maraton. Lepiej rozpocząć swoją przygodę z bieganiem od intensywnych spacerów, które stosujemy przez kilka dni, aby pobudzić organizm do wysiłku. Po tym wstępnym etapie zastosujmy kolejny, także etap przygotowawczy, czyli marszobieg. Polega on na wplataniu w marsz krótkich odcinków biegowych, które z czasem, w sposób naturalny będziemy wydłużali na tyle, na ile pozwoli nam kondycja. W tym etapie biegać możemy na dwa sposoby: albo określony wymiar czasu (np. po pięć minut), albo tak długo, jak starcza nam sił. Ta druga metoda jest bardziej elastyczna i przynosi szybsze efekty. Zamiast się niepotrzebnie forsować przy sztywnym wymiarze pierwszej metody, lepiej słuchać swego organizmu. Warunkiem tej metody jest jednak to, aby przeciągać swoją granicę wytrzymałości, aby zawsze zrobić o ten przysłowiowy krok więcej. W ten sposób szybko podwyższymy swoje możliwości przy zminimalizowanym wysiłku. Kiedy zaczyna brakować nam tchu lub sił, przerywamy bieg i przechodzimy do marszu. W trakcie jego trwania możemy, a nawet powinniśmy wykonać kilka ćwiczeń nóg i skrętoskłonów tułowia, aby rozluźnić napięte mięśnie. Organizm sam się zacznie o to dopominać. Gdy odsapniemy, znowu zaczynamy bieg do czasu kolejnej utraty tchu. W ten sposób przez kilka tygodni, a nawet dwa, trzy miesiące (w zależności od poziomu kondycji, z jakiego rozpoczynamy treningi) przeplatamy marsz biegiem, przygotowując się do właściwego biegania. Musimy biegać na miarę swoich możliwości. Pamiętajmy o tym, że z nikim nie musimy się ścigać, że bieg ma być dla nas przyjemnością.
Polecane e-booki:
Polecane e-booki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz