Polecane e-booki:

Polecane książki (Kliknij w okładkę, aby przeczytać opis):

darmowe e-booki    darmowe e-booki    darmowe e-booki    darmowe e-booki    darmowe e-booki    darmowe e-booki         

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Moje modlitwy cz 3

    Nie należy zbytnio roztrząsać tego dylematu, która z wersji jest lepsza lub bardziej właściwa. Ja przyjąłem wersję z nowego przekładu, ponieważ jest bliższa mojemu sercu. Osobiście uważam ją także za bardziej właściwą. Jest ona zgodna z mistyką chrześcijańską i naszym rozwojem duchowym. Nie do pomyślenia jest dla mnie prosić Pana Boga o niezsyłanie pokus i niedoświadczanie mnie, ponieważ są to prośby — z duchowego punktu widzenia — niekorzystne dla mnie.

     Przezwyciężanie pokus i życiowych doświadczeń wzmacnia nas, przybliża do Pana Boga i sprawia, że w nagrodę Pan Bóg obsypuje nas większymi łaskami i to już tutaj, na Ziemi. Do tego dochodzą zasługi, które przydadzą się nam na Sądzie Ostatecznym i w życiu wiecznym. Błogosławiona Aniela Salawa pisze tak: „Gdybyście mogli ujrzeć ten ogrom przyszłej chwały przyznany cierpieniom ludzkim na ziemi, wtedy prosilibyście sami o więcej krzyży i cierpień”. Nie prośmy więc o to, aby Pan Bóg nas nie doświadczał, ale prośmy o to, aby dał nam siłę znieść czas próby, bo próby są konieczne dla naszego rozwoju duchowego i zbawienia. Wymaga to większego wysiłku i zaangażowania, ale w końcu zapłatę otrzymuje się za wykonaną pracę, a nie za pobożne życzenia. Taka jest moja rada.

     Przyjmując nowy przekład modlitwy Pańskiej, zmieniła się (a właściwie uwspółcześniła) także ostatnia prośba: „ale nas zachowaj od złego”. Prośbę tę jednak całkowicie przebudowałem, dostosowując ją z jednej strony do swojej wrażliwości literackiej (słowo "zachowaj" zmieniłem na "uchroń"), a z drugiej, dodałem ważny dla mnie element: „od zła wszelkiego”, jako podkreślenie, że oczekuję ochrony także przed szatanem i demonami. Właściwie nie trzeba tego specjalnie akcentować, ponieważ w oryginalnej wersji, pod prośbą „zachowaj mnie od złego”, kryje się to wszystko. Bardziej jest to taka psychiczna potrzeba zaznaczenia tego, wynikająca z doświadczeń z okresu, kiedy wprowadzałem zmiany do modlitwy.

    Otóż na jednym z etapów duchowych Pan Bóg dopuszcza na człowieka atak demonów, aby go trochę podręczyły. Z trzech "standardowych" demonów opisywanych w literaturze duchowej (jak, chociażby „Noc ciemna” św. Jana od Krzyża) nawiedziło mnie dwóch: najpierw jeden, a po półrocznej przerwie, drugi. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że są one częścią składową naszego postępowania na drodze do Boga. Nie jest to temat tej rozprawy, więc nie będę go szczegółowo opisywał. Na potrzeby tego opisu wystarczy tylko informacja, że demony te wchodzą do człowieka niepostrzeżenie i zadomawiają się w jego wnętrzu. Można ich rozpoznać po dodatkowym, niezależnym od naszej woli, mentalności i moralności głosie wewnętrznym (takim, jak nasze samopojawiające się myśli), który dręczy nas kuszeniem, wyobrażeniem i komentarzem. Wszystko oczywiście przepojone złem i zgorszeniem. Po takich właśnie doświadczeniach pojawiła się ta potrzeba szczególnego podkreślenia w modlitwie, aby Pan Bóg chronił mnie od wszystkiego, co złe, także od demonów.

     Po wprowadzeniu tych wszystkich zmian, moja codzienna, podstawowa modlitwa nabrała następujący wygląd:

Ojcze mój, który jesteś w niebie,
święć się imię Twoje,
przyjdź Królestwo Twoje,
bądź wola Twoja, tak w niebie,
jak i na Ziemi, jak i w moim życiu,
(rano): chleba mojego powszedniego proszę, daj mi dzisiaj,
(wieczorem): za chleb mój powszedni dzisiaj, dziękuję,
i odpuść mi moje winy,
jak i ja odpuszczam moim winowajcom,
i nie dopuść, abym uległ pokusie,
ale uchroń mnie od zła wszelkiego
amen.

     Nie jest to jedyna modlitwa, jaką codziennie odmawiam. Zanim przedstawię pozostałe, zakończę wpierw temat z demonami, przechodząc w ten sposób do kolejnego podrozdziału.

                  Ciąg dalszy artykułu -->>



     Zapoznaj się z innymi artykułami. Przejdź do zakładki Spis artykułów.





piątek, 26 czerwca 2015

Moje modlitwy cz 2

Źle o nas świadczy także fakt, że tylko o coś prosimy Pana Boga: „Daj mi chleba”, „odpuść winy”, „uchroń od złego” itd. Są to ważne elementy modlitwy, ale budują w nas postawę roszczeniową, czasami do tego stopnia, że niektórym nawet nie przyjdzie do głowy, że za otrzymane łaski należy Panu Bogu podziękować. Ja akurat miałem zadanie ułatwione, ponieważ przychylność Pana Boga była tak widoczna (w tym okresie spełniał prawie wszystkie moje prośby, często wręcz natychmiastowo), że nie sposób było, za każdą z nich, nie podziękować. W ten sposób, ten fragment wieczornej modlitwy zmieniłem na „za chleb mój powszedni dzisiaj, dziękuję”. Skoro rano modlę się o to, abym miał co jeść, to wieczorem dziękuję za to, że miałem co jeść. Jak ważna jest to sprawa (może najważniejsza w ziemskim życiu) może zrozumieć tylko ten, kto był głodny, ktoś, kto od kilku dni nie miał co jeść. Na nic wtedy samochody, biżuteria, sława, władza... Tym bardziej odważnym proponuję, aby wykonali taki eksperyment duchowy i przez kilka dni nic nie jedli. Ich spojrzenie na życie wnet się przewartościuje. Sprowadzenie swojego życia do jego najbardziej egzystencjalnego poziomu jest nie tylko oczyszczające, ale także turbo doładowaniem dla naszej rozwijającej się dopiero duchowości. Dopiero wtedy zrozumiemy, jak ważna jest to prośba.

     Kolejny, tym razem o wiele mniejszy zgrzyt był wywołany przez ten sam fragment co poprzednio, czyli prośby: „chleba mojego powszedniego daj mi dzisiaj”. Bardzo mnie to raziło. Co to znaczy "daj"? To takie roszczeniowe... Szybko dopasowałem ten fragment do swojej duchowości i wrażliwości, dodając jedno małe, ale jakże ważne słowo "proszę": „Chleba mojego powszedniego proszę, daj mi dzisiaj”. Dopiero teraz jest to w pełni pokorna prośba wobec mojego boskiego Ojca. Wyrażam nią, nie tylko swoje poddanie się woli bożej, ale także przyjmuję postawę pokory, którą Pan Bóg bardzo ceni i zawsze premiuje.

     Jak na razie tyle było zgrzytów mojej świadomości odnośnie modlitwy „Ojcze nasz”. Kolejne zmiany wprowadziłem już nie w odpowiedzi na zgrzyty, lecz jako dopełnienie formy podstawowej, tego szablonu modlitwy, jaki nam Pan Jezus przekazał.

     Najważniejszą z tych zmian wprowadziłem stosunkowo późno, wtedy, kiedy byłem już bardziej zaawansowany duchowo, kiedy przeszedłem wiele etapów w tym zbliżaniu się do Pana Boga. Na jednym z takich etapów człowiek, którego Pan Bóg pociągnął ku Sobie, nabiera (dobrowolnie) chęci, aby oddać się całkowicie pod kierownictwo Pana Boga i zwraca się do Niego słowami Maryi: „Niech się stanie według Twego słowa (woli)” (Łk 1,38). Człowiek wycofuje swoją wolę i z pokorą poddaje się woli bożej: „Czyń ze mną wszystko według swojej woli”. Wyrazem tego oddania są słowa w trzecim akcie modlitwy: „Bądź Twoja wola, tak w niebie, jak i na ziemi, jak i w moim życiu”. Jest to dążenie każdego człowieka będącego na średnio zaawansowanym poziomie bliskości z Bogiem: „Niech Twoja wola stanie się moją wolą”. Jest to deklaracja i zaproszenie z naszej strony, że jesteśmy gotowi na przyjęcie większej bliskości z Panem Bogiem, oraz okupienie tego większymi próbami. Niestety, w życiu, także u Pana Boga nie ma nic za darmo. Jeżeli chcemy dostąpić większej bliskości z Panem Bogiem, pić z kielicha duchowych słodkości, jednocześnie musimy pić także z kielicha goryczy, współuczestniczyć w cierpieniu Jego Syna. Moc, jaką dzięki temu zbliżeniu otrzymujemy, sprawia, że wszelkie cierpienia fizyczne, psychiczne czy duchowe są mało ważne. Liczy się tylko to uczucie bliskości z Panem Bogiem. Aby podnieść nas do tego stanu, Pan Bóg potrzebuje naszej dobrowolnej zgody, z uwagi na to, że posiadamy wolną wolę. Musimy więc zaufać Bogu i zgodzić się w ciemno na wszystko, co będzie chciał z nami uczynić.

     Następną zmianę wprowadziłem, opierając się na Piśmie Świętym. W przedostatniej prośbie modlitwy, Kościół katolicki, a za nim jego wierni, wciąż używają starego tłumaczenia tego fragmentu (tłumaczenia ks. Wujka z XVIII wieku), podczas gdy w tej chwili dysponujemy dokładniejszym przekładem (prosto z oryginału), czyli Biblii Tysiąclecia. Została ona w całości przełożona z zachowanych oryginałów hebrajskich, greckich i aramejskich przez zespół katolickich księży-tłumaczy, z okazji wielkiej rocznicy, jaką było 1000-lecie chrztu Polski, stąd też i tytuł tego przekładu. Jest ona teraz powszechnie używaną Biblią, także podczas nabożeństwa. W nowym przekładzie prośba ta brzmi następująco: „... i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”. Jest to prośba zupełnie przeciwstawna do tej formalnie obowiązującej: „...i nie wódź nas na pokuszenie”. W pierwszej prosimy Pana Boga o to, aby pomógł nam przezwyciężyć pokusę, a w drugiej prosimy Go o to, aby nie zsyłał na nas żadnych pokus. Niestety, nie ma tu ostatecznego rozwiązania, gdyż — jak przyznają sami tłumacze — miejsce te jest bardzo trudne do przetłumaczenia. Jeżeli weźmiemy sobie na warsztat wszystkie dostępne przekłady Pisma Świętego, z różnych epok, nie tylko katolickie, ale także innych odłamów chrześcijaństwa, to otrzymamy cały wachlarz różnych przekładów tego zdania, zbliżających się bardziej do jednej lub do drugiej skrajności. Także w Biblii nie znajdziemy rozstrzygnięcia, ponieważ bez problemu odnajdziemy słowa potwierdzające jedną lub drugą wersję. Oto przykład:

Synu, jeżeli masz zamiar służyć Panu,
przygotuj swą duszę na doświadczenie!
[...]
bo w ogniu doświadcza się złoto,
a ludzi miłych Bogu — w piecu utrapienia”

                                                   (Syr. 2,1-5)


Kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi.
Bóg bowiem ani nie podlega pokusie ku złemu,
ani też nikogo nie kusi. To własna pożądliwość
wystawia każdego na pokusę i nęci”.

                                                            (Jk. 1,13)

               Ciąg dalszy artykułu -->>


Polecane e-booki:


     Zapoznaj się z innymi artykułami. Przejdź do zakładki Spis artykułów.





wtorek, 23 czerwca 2015

Moje modlitwy cz 1

Modlitwa Pańska

     Najbardziej powszechną modlitwą chrześcijańską jest modlitwa „Ojcze nasz”, więc i w moim przypadku nie może być inaczej. Od dziecka — z przerwami ma okres ateizmu — stosowałem ją dwa razy dziennie: na rozpoczęcie dnia i na jego zakończenie. Poziom mojej świadomości i zaangażowania był taki jak u wielu katolików, czyli na zasadzie odtworzenia formułki. Innej metody nie znałem.

     Wszystko zmieniło się z chwilą wstąpienia na drogę rozwoju duchowego. Jednym z elementów tej drogi jest wyciszenie, skupienie i samoświadomość. Kiedy więc zacząłem zastanawiać się nad tym, co robię i co mówię (jak, chociażby właśnie w modlitwie), pojawiły się zgrzyty świadomości. To, co do tej pory było niezauważalne, pomijalne, teraz zaczęło razić...

     Pierwszym zgrzytem świadomości przy modlitwie „Ojcze nasz” była jej forma, czyli liczba mnoga: „Ojcze nasz...”, „odpuść nam nasze winy...”, „chleba naszego...”. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego mówię w liczbie mnogiej, skoro odmawiam modlitwę sam. Modlę się przecież sam, za siebie, nie za innych i nie razem z innymi. Liczba mnoga jest tutaj nielogiczna. Zmieniłem ją zatem na liczbę pojedynczą: „Ojcze mój...”, „odpuść mi moje winy...”, „chleba mojego...”. I wiecie, co się stało? Cała modlitwa nabrała zaraz mocy. Czułem ją wyraźnie, czułem ten bliski kontakt z Bogiem. Słowa modlitwy stały się moimi słowami.

     Kiedy używamy liczby mnogiej, niejako rozrzedzamy naszą uwagę na większą grupę bliżej niezidentyfikowanych ludzi. Zmieniając formę na bezpośrednią, świadomość zupełnie inaczej do tego podchodzi. Nie ma gdzie się ukryć. Jest tylko ona i Bóg. Stąd też musi się zaangażować, co dobrze widoczne jest w sferze emocjonalnej, kiedy na przykład podczas mówienia „odpuść mi moje winy”, reaguje ona czasem bardzo żywo, uwalniając spod powiek łzy. Tu jest cała tajemnica modlitwy: jej słowa muszą stać się naszymi (prawdziwymi i szczerymi) słowami. Trudno to uzyskać chowając się pośród bezimiennego tłumu. Jeżeli zależy nam na bliskości z Panem Bogiem, stawajmy przed Nim twarzą w twarz, na indywidualnej, osobistej modlitwie.

     Ktoś może zapytać, czy można w ten sposób ingerować w słowa modlitwy, zwłaszcza że przekazał ją nam sam Pan Jezus. Odpowiedź jest dwojaka. Po pierwsze, modlitwa powinna być autentyczna. Jeżeli mamy modlić się słowami, których nie rozumiemy lub nie przyjmujemy jako swoje, jeżeli nie płyną one z głębi serca, to cała modlitwa na nic nam się zda. Nie chodzi przecież o zaliczenie, odhaczenie pewnego punktu programu, tylko o bliską rozmowę z Bogiem. O wiele ważniejsze są nasze intencje i uczucia niż martwe słowa regułki.

     Odpowiedź druga dotyczy zarzutu bezpośredniego: Gdyby Pan Jezus chciał, abyśmy używali liczby pojedynczej, to w takiej formie by ją nam przekazał. Skoro użył liczby mnogiej, znaczy, że miał w tym jakiś cel. Tutaj przydaje się znajomość Pisma Świętego, w którym modlitwa ta jest zapisana (Mt. 6,9-13). Otóż Jezus wypowiada te słowa podczas tzw. Kazania na Górze, kiedy to zebranym tłumom rozjaśnia zawiłości prawdziwej wiary. Najpierw skomentował i wyjaśnił przykazania dekalogu, a następnie ostrzegł zebranych, aby podczas modlitwy nie używali wielu niepotrzebnych słów. Aby pokazać, jaką formę powinna mieć właściwa modlitwa, podaje jej przykład. Przykład ten znany jest dzisiaj jako Modlitwa Pańska, czyli „Ojcze nasz”. Zwracając się do zebranych, używa więc liczby mnogiej, stąd też tuż przed podaniem przykładu modlitwy mówi tak: „Wy zatem tak się módlcie:” (Mt. 6,8). Nie ma więc w tym nic dziwnego. Nie oznacza to jednak, że Pan Jezus chce, abyśmy, modląc się w pojedynkę, używali liczby mnogiej. Jest to przecież bez sensu.

     Ludzki umysł potrafi każdą, nawet najmniejszą prawdę podzielić na czworo i tworzyć jakieś własne filozofie i uzasadnienia. Prawda jest jednak taka, że modlitwa „Ojcze nasz” jest tylko przykładem, jak powinna wyglądać modlitwa. Stąd też Pan Jezus nie tłumaczył zebranym, jak taka modlitwa powinna wyglądać w różnych okolicznościach. W ten sposób przechodzimy do drugiego zgrzytu mojej świadomości.

     Ślepe i bezmyślne powtarzanie słów modlitwy do niczego dobrego doprowadzić nie może. Przekonałem się o tym nie długo po tym, jak zmieniłem formę modlitwy na indywidualną. Moja koncepcja modlitwy w tym czasie była zwyczajowa, czyli odmawiałem modlitwę rano, na rozpoczęcie dnia i wieczorem, na jego zakończenie. Przedstawicielem tej koncepcji są słowa: „chleba mojego powszedniego, daj m dzisiaj”. Jest to bardzo ważna prośba, lecz nie będę się nad nią tutaj zatrzymywał. Zgrzyt świadomości nastąpił w momencie, kiedy wieczorem, tuż przed spaniem, powtarzałem te słowa: „Chleba mojego powszedniego daj mi dzisiaj”. Jak dzisiaj?! Przecież dzisiaj już się skończyło! Co ja gadam?

     Nie będę opisywał całej drogi do wypracowania sensowniejszego rozwiązania. Przedstawię tylko główne założenia. Przede wszystkim źle świadczy o naszej świadomości, kiedy wieczorem, przed spaniem prosimy Pana Boga o to, aby nam dzisiaj sprzyjał. Dzień przecież już się skończył. Rano ta prośba jest bardzo ważna, ale wieczorem, bez sensu.

                                   Ciąg dalszy artykułu -->>


Polecane e-booki:


     Zapoznaj się z innymi artykułami. Przejdź do zakładki Spis artykułów.





Polecane e-booki:

e-booki   e-booki   e-booki   e-booki