Jeżeli chodzi o te światełko, z początku myślałem, że ma to być dla mnie taki papierek lakmusowy, który będzie wskazywał poziom mojego rozwoju duchowego. Wyobrażałem sobie, że to małe światełko będzie w miarę moich duchowych postępów jaśniało coraz bardziej, że zacznie rozświetlać mnie od środka, a potem wyleje się na zewnątrz i cały będę emanował takim pozytywnym, niewidzialnym, boskim światłem. Niestety następnego dnia światełko zaczęło zanikać, by w kolejnym dniu zniknąć zupełnie. Zacząłem więc interpretować sobie, że był to może rodzaj zesłania Ducha Świętego. W tej chwili myślę jednak, że był to chyba po prostu znak, taki stempel potwierdzający przyjęcie mojej prośby. Zresztą nie wnikam w to. Liczy się dla mnie tylko to, że odzyskałem swoje życie i Boga.
W ten sposób na przestrzeni kilku miesięcy odzyskałem łaskę Boga i chociaż nie odczuwałem już takiej bliskości z Nim jak przedtem, ani nie odczuwałem tej Mocy jaka temu towarzyszyła, to jednak okazał mi wielką łaskę, spełniając prawie wszystkie moje prośby w kolejnych miesiącach, często wręcz natychmiastowo. Szczególnie chętnie spełniał moje prośby odnoszące się do mojego rozwoju i zmiany życia. Pomimo tego wszystkiego nadal niezbyt mocno wierzyłem w istnienie Boga, zresztą i dzisiaj nic się nie zmieniło.
Zawsze miałem problemy z odczuwaniem wiary. Nie odczuwam wiary jako takiej, a to, że wiem, że Bóg istnieje wynika tylko z doświadczenia. Zawsze więc rozbraja mnie pytanie „Czy wierzy pan w Boga?”, bo wierzyć można w coś czego się nie widziało, ale jest się przekonanym, że to coś istnieje. Ja natomiast nie wierzę w to, tylko WIEM z doświadczenia. W ten piękny sposób człowiek „szkiełka i oka” jakim przez większość swego życia byłem poznał Boga przez doświadczenie. Czyż to nie piękne? Nie. Choć to może zabrzmi dziwnie, pomimo tej pewności, bardzo zazdroszczę ludziom, którzy wierzą w Boga poprzez wiarę. Uważam to za rzecz duchowo bardzo cenną. Chciałbym mieć taką wiarę. Taki może paradoks...
Wracając do tematu, kiedy zacząłem analizować to wszystko, przypomniały mi się sytuacje, w których Bóg już wcześniej spełniał moje prośby, a nawet pomagał mi sam od siebie, w sytuacjach które wydawały mi się beznadziejne, kiedy wydawało się, że już znikąd nie ma szans na ratunek, a tu nagle niespodziewanie, ze strony z której bym się nawet nie spodziewał przychodziła pomoc. W tych momentach byłem przekonany, że było to działanie Boga. Choć takich sytuacji było wiele w całym moim życiu, to jednak dawniej były one na tyle rzadkie, że po jakimś czasie zapominałem o nich i o Bogu. W tym ostatnim czasie o którym piszę, zdarzeń takich, razem ze spełnionymi prośbami było tak dużo, że w połączeniu z otrzymanym światełkiem, na gruncie czysto logicznym nie sposób było wyciągnąć innego wniosku, jak tylko taki, że Bóg istnieje naprawdę.
W tej chwili zmierzam do Boga drogą mistyki mając nadzieję, że w czasie próby wytrwam w „wierze”. Puki co, w dalszym ciągu, poprawiam swoje życie i siebie samego dążąc do świętej doskonałości, szczególnie uważając na to, aby nie pojawiła się we mnie pycha, wręcz przeciwnie, staram się odnajdywać w sobie pokorę i miłość, choć jest to dla mnie zbyt łatwe. Trudno mi teraz oczekiwać od Boga kolejnych łask, ponieważ wiem dobrze, że otrzymałem do tej pory bardzo, bardzo dużo, ale z drugiej strony święty Jan od Krzyża pisze, że „tyle od Boga otrzymujemy, ile się od niego spodziewamy”. Tym przesłaniem chciałbym zakończyć swoje świadectwo, zwracając uwagę na fakt, że aby dobrze wykorzystać tę sugestię potrzebna jest świadoma wiara, oraz wiedza duchowa, która pomoże nam przygotować odpowiednie podłoże do otrzymywania przyszłych łask. Szczęść Boże!
Zapoznaj się z innymi artykułami. Przejdź do zakładki Spis artykułów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz