Analizując przypadek mężczyzny, można stwierdzić, iż pomimo właściwego rozpoznania przez niego problemu, nie dokończył tej analizy, nie poszedł dalej. Podobnie jak w poprzednim przykładzie zatrzymał się na pierwszej akceptowalnej przez jego psychikę granicy, czyli uznaniu, że to przede wszystkim oni są winni – on jest tylko ich niewinną ofiarą, a jeżeli jest w tym jego wina, to niewielka.
Nie trwało zbyt długo uświadomienie mężczyźnie błędów, jakie w swojej analizie popełnił. Najważniejszy z nich polegał na wykazaniu, że jednak jest znacznie więcej winy po jego stronie, niż dotąd mu się wydawało. W życiu jest tak, że w dużej mierze to my sami kreujemy rzeczywistość wokół siebie. Mężczyzna jak najbardziej miał prawo nie interesować się piłką i nie grać w nią razem z pozostałymi na przerwach szkolnych, miał także prawo dochować wierności swoim ideałom, jeżeli ktoś próbował na nim wymusić zachowanie sprzeczne z jego naturą czy poglądami. Nie tu leży źródło problemu. Problem jest w tym, w jaki sposób to przedstawiał. Jeżeli w sposób nieprzyjemny, arogancki, wręcz pogardliwy, często ostentacyjnie wyrażał swoje zdanie, zwłaszcza swoją odmienność, nie może się dziwić, że szybko stał się celem ataków. Skoro sam rozsiewał wokół siebie negatywną energię i często dawał innym do zrozumienia, że uważa ich za gorszych od siebie, to naprawdę nic więcej nie trzeba robić. Jest to wystarczający bodziec dla grupy rówieśniczej, która zachowuje się jak zgraja wróbli, tzn. zadziobią każdego, kto nie jest taki jak one.
Pozostaje jeszcze kwestia bardziej ogólna: kiedy mamy ze sobą problem, w sposób nieświadomy rozsiewamy wokół siebie negatywną energię, chociażby poprzez krzywe spojrzenie, brak uśmiechu, życzliwości, wybuchowość, oschłość w głosie... Inni zaraz wyczuwają to i – także w sposób często nieuświadomiony – reagują na nas w sposób równie negatywny. Zawsze wtedy znajdą się osoby, które wezmą nas na cel, bo będziemy dla nich „inni”. Zauważył to sam mężczyzna, podając, że teraz, kiedy jest bardziej życzliwy dla innych, to już problemów z ludźmi nie ma, ale niestety wspomnienia i uraz z przeszłości pozostał.
Zagłębiając się bardziej w źródła problemu, nie chodzi o to, aby wykazać, że tak naprawdę sami jesteśmy sobie winni, ale o to, aby przedstawić i przyjąć obiektywną prawdę, a ta – w przypadku naszego bohatera – ujawnia, że reagował negatywnie na rzeczywistość, którą w dużej mierze sam wytwarzał. Nie należy tego bynajmniej rozpamiętywać, tym bardziej że miało to miejsce dawno, dawno temu, a owo działanie nie wynikało przecież ze złej woli mężczyzny, tylko z jego braku ogłady towarzyskiej, a przede wszystkim z takiej, a nie innej natury. W późniejszym czasie zmienił się i poprawił swoje relacje z ludźmi, chociażby zrozumiawszy, że nie trzeba zawsze mówić wszystkiego, co się myśli lub, że tak naprawdę ludzie w większości przypadków źle przyjmują prawdę o sobie, więc lepiej im jej po prostu nie mówić.
Po zrozumieniu przez mężczyznę prawdy o swojej młodości pojawił się kolejny problem: „W porządku, to wszystko prawda i zgadzam się z nią, nie zmienia to jednak faktu, że ludzie są podli i często krzywdzą innych bez powodu”. Polemizując z tego typu wyobrażeniami, najlepiej wykorzystać do tego logikę, konfrontację z rzeczywistością. Oto kilka przykładowych odpowiedzi:
– W pana rodzinie jest zapewne kilkadziesiąt osób. Ile z nich uznałby pan za osoby podłe?
– W pana bloku (ulicy, osiedlu) mieszka kilkanaście rodzin, w sumie prawie sto osób. Ilu z nich pokazało swoją podłość?
– Proszę sobie przypomnieć wszystkie podłe osoby, jakie pan zna osobiście i zestawić je z pozostałymi osobami. Jaki jest to odsetek? Niewielki, prawda?
W każdym społeczeństwie, w każdej grupie ludzi zawsze znajdą się osoby złe lub takie, które w danej chwili zachowają się nieodpowiednio, chociaż tak na co dzień są osobami „do rany przyłóż” – w tym dniu jednak miały akurat zły dzień. My też przecież czasem popełniamy błędy, zachowując się w różny sposób, nie zawsze przynoszący nam chlubę, ale nie można tego rozszerzać na wszystkich ludzi. Owszem, w różnych skrajnych sytuacjach ludzie mogą się zachować podle, ale nie jest to reguła, co potwierdzają przypadki z drugiej wojny światowej, chociażby z Oświęcimia, że nawet w tak skrajnych przypadkach wielu zachowało swoją przyzwoitość i człowieczeństwo. Z drugiej strony inni ludzie wcale tak bardzo nie różnią się od nas, bo my sami tak do końca nie wiemy, jak się zachowamy w jakiejś skrajnej sytuacji.
To zrównanie innych ludzi ze sobą pomaga nam zrozumieć, że to, czy jakiś człowiek jest dobry, czy zły, w dużej mierze zależy od sytuacji i od naprawdę wielu, wielu różnych czynników (emocje, choroba, a nawet zwykłe niewyspanie). Należy po prostu tego nie roztrząsać tylko przyjąć jako część natury ludzkiej, w tym także i naszej. Zamiast wyobrażać sobie, jacy to ludzie są podli, lepiej przyjmować ich w sposób realny, takimi, jacy akurat są w danej chwili. Szybko wtedy zauważymy, że wokół nas nie ma ludzi podłych, że jest to błędne wyobrażenie naszej psychiki.
Powyższe ustalenia w zasadzie są już wystarczające do tego, aby na gruncie czysto logicznym móc zmienić swoją mentalność i podejście do ludzi, ale metoda uwalniania przeszłości szybciej pomoże nam uporać się z takim problemem, wzbogacając nas dodatkowo o oczyszczenie emocjonalne i doświadczenie wybaczania, które w dalszym życiu okaże się nam bardzo pomocne.
W przypadku opisywanego przez nas mężczyzny nie ma jednego negatywnego wspomnienia, które należy z naszej psychiki uwolnić, tak jak to było w poprzednim przykładzie kobiety zdradzonej przez męża. Tutaj mamy wiele takich doświadczeń z przeszłości, które zatruwają nasz umysł. One wszystkie muszą zostać przerobione. Do dyspozycji mamy dwa sposoby: albo zaczynamy od kilku drobnych wspomnień, niejako dla rozgrzewki, aby się wprawić i potem przechodzimy do tych bardziej bolesnych wspomnień, albo od razu uwalniamy te największe, licząc na to, że te malutkie źródełka goryczy zostaną przez naszą psychikę uwolnione same, niejako przy okazji. Ma to swój sens, gdyż radząc sobie z dużymi problemami, po ich przezwyciężeniu potem wystarczy już czasem dmuchnąć, aby drobne problemy same rozsypały się w proch. To jest właśnie to doświadczenie wybaczania. W późniejszym czasie drobne urazy, ale często także i większe (dużo w tej materii będzie zależało od nas) będą „rozbrajane” z marszu, a nasze problemy z negatywnymi wspomnieniami nie będą się już powtarzały.
Oba przedstawione przez nas przykłady pokazują częste problemy osób stosujących metodę uwalniania przeszłości. Nie da ona pełnych efektów bez „uczłowieczenia” naszego krzywdziciela i bez szczerego wybaczenia mu. Nawet jeżeli uda się nam doprowadzić do jego odejścia z naszej pamięci, to bez pełnego wybaczenia zawsze pozostanie jakaś ranka, zadra, która będzie sączyła z siebie coś negatywnego, pomimo tego, iż główny problem zniknął. Może to być smutek, żal, niechęć do tej osoby, gorycz, oschłość emocjonalna, zgorzknienie, a nawet fobia lub nerwica lękowa.
Metoda uwalniania przeszłości uwalnia nas nie tylko od naszego krzywdziciela, ale także od nas samych, od własnej negatywnej emocjonalności, mentalności i niedoskonałości, dlatego jest tak pomocna i skuteczna.
Mam nadzieję, że niniejsze Refleksje pomogą lepiej zrozumieć metodę uwalniania przeszłości i przyczynią się do jej lepszego wykorzystania w praktyce. Za wszystkich zmagających się z własną przeszłością trzymam kciuki. Powodzenia!