Ustalenie łańcucha przyczynowo-skutkowego
Przechodząc do sfery świeckiej, prześledzimy teraz cały łańcuch przyczynowo-skutkowy, którego kobieta nie rozpoznała, uważając, że to ona jest poszkodowana, a cała wina ewidentnie leży po stronie męża. Zgodnie z zasadą metody uwalniania przeszłości zaczynamy od końca, czyli od skutku. Skutkiem jest zdrada męża i bezpośrednie jej następstwo, czyli jego decyzja o opuszczeniu małżonki. Czasami w małżeństwie zdarzają się zdrady, ale zazwyczaj po ujawnieniu jej winny współmałżonek wykazuje skruchę i małżeństwo toczy się dalej. W opisywanym przez nas przypadku mąż odszedł do kochanki. Mamy zatem z tego informację, że w dotychczasowym małżeństwie żyjąc z tą kobietą, było mu na tyle źle, że nie tylko dopuścił się zdrady, ale po ujawnieniu jej nawet nie próbował tego małżeństwa utrzymać, zakończył związek, który z jego perspektywy i tak był już emocjonalnie dawno zakończony.
Powstaje pytanie, dlaczego kobieta tego rozpadu wcześniej nie zauważyła? W jej ocenie byli zgodnym małżeństwem i nigdy by się po nim czegoś takiego nie spodziewała. Szybko okazało się, jaka jest mentalność opisywanej przez nas kobiety. Mianowicie uważała, że skoro ona jest szczęśliwa w tym związku, to tak samo mąż musi być szczęśliwy z nią. Przyjęła tę zasadę a priori, co też niestety ludziom często się zdarza. Tak naprawdę ani razu nie zapytała, ani nie zainteresowała się czy mąż jest z nią szczęśliwy. A skoro tak, to też nie specjalnie zajmowała swoją uwagę tym, jak sprawić, aby mąż był w tym małżeństwie szczęśliwy. Uważała, że skoro się kochają, są razem, a ona pierze, prasuje i gotuje, to jej wkład w małżeństwo jest wystarczająco duży.
Odkryliśmy w powyższym wywodzie pierwszy element łańcucha przyczynowo-skutkowego: mąż opuścił żonę, ponieważ było mu źle w tym związku. Idźmy jednak dalej i zadajmy sobie pytanie, dlaczego było mu źle? Czy zdrada jest tego skutkiem? Po części tak, ale tylko po części. W małżeństwie często powstaje zastój, emocjonalna mielizna, różnica zdań, a nawet chwilowe rozczarowanie, ale zazwyczaj nie są to wystarczające powody, aby dopuścić się zdrady małżeńskiej. Zbierając w pamięci wypowiedzi męża, kobieta przypomniała sobie, że mąż swego czasu zarzucał jej oziębłość, że nie spełnia w sposób należyty swoich małżeńskich obowiązków związanych z sypialnią, że nie dopuszcza go do siebie, ale to było dosyć dawno. Potem nie wspominał już o tym.
Oziębłość małżonki, zwłaszcza po urodzeniu określonej przez jej mentalność liczby dzieci, to częste zjawisko w małżeństwie z wieloletnim stażem. Wielu mężów o tym wspomina. Jej chęć i zgoda na seks, a także częstotliwość dopuszczania do siebie męża po tym okresie rodzenia dzieci spada w wielu przypadkach diametralnie. Mężczyzna czuje się wtedy opuszczony, a nawet zdradzony przez żonę, ponieważ przysięgając jej miłość, zrezygnował z pozostałych kobiet. Kiedy teraz jedyna jego kobieta pozbawia go dostępu do swego ciała, czuje się on zdradzony. Należy bezwzględnie pamiętać o tym, że seks w życiu mężczyzny odgrywa o wiele większą rolę niż u kobiety. Tak, jak kobieta potrzebuje w małżeństwie miłości, tak mężczyzna potrzebuje dostępu do ciała żony. Warto o tym pamiętać.
Nie ma się co dziwić w opisywanym przez nas przypadku, że małżonek kobiety pozbawiony dostępu do jej ciała w końcu znalazł sobie inne ciało. Jak się za chwilę jednak przekonamy, przyczyny tej zdrady są głębsze niż wynikająca w tej chwili wstrzemięźliwość seksualna kobiety.
W tym momencie oponuje nasza bohaterka: dawniej chętnie się z nim kochałam, ale odkąd zaczął przychodzić do domu pijany, po prostu było mi nie miło dopuszczać go do siebie, nawet jak był trzeźwy. W mej pamięci pozostał już obraz jego czerwonej od picia twarzy, mętny wzrok i bełkotliwa mowa. Po prostu było mi nie miło... Nadal go kochałam, bo w końcu byliśmy małżeństwem, tyle tylko, że seks z nim nie był już dla mnie taki przyjemny.
Odkrywając kolejne poziomy problemu kobiety nasz łańcuch przyczynowo-skutkowy wydłuża się, a wina za to, co się stało, przeskakuje z jednej strony na drugą. Czy zatem to jednak mąż jest wszystkiemu winny? Cofajmy się dalej i zobaczmy, co ma do powiedzenia mąż: Owszem, dawniej nie zdarzało mi się tak często przychodzić do domu pijany, nie jestem też jakimś pijakiem, ale zawsze spotka się kogoś znajomego, więc się idzie na piwo, potem drugie, trzecie, jakaś pięćdziesiątka i tak wychodzi...
Analizując problem głębiej, okazało się, że kobieta jest dosyć zrzędliwa i kłótliwa, a co za tym idzie i krzykliwa. Z jednej strony nie mogąc tego na dłuższą metę znieść, a z drugiej, chcąc dać żonie czas na ochłonięcie, na wyciszenie emocji małżonek zaczął z domu wychodzić.
Co ma zrobić ze sobą mężczyzna po wyjściu z domu, zwłaszcza z podwyższonym ciśnieniem wywołanym zwadą z żoną? Pierwszym, naturalnym miejscem, gdzie skieruje swoje kroki, będzie knajpa. Przy piwie, nierzadko wzmocnionym pięćdziesiątką wódki (dla rozluźnienia – a jakże) przeczeka ten czas. Zazwyczaj na miejscu spotka kolegę lub znajomego, który być może nawet tak jak on przyszedł przeczekać wzburzenie żony i się zaczyna: od piwa do piwa, od pięćdziesiątki do pięćdziesiątki, i w końcu obaj wracają mocno nietrzeźwi do domów.
W innym przypadku mąż wcale nie musi pomyśleć o pójściu na piwo, może pójść na spacer, ale po drodze spotka kogoś znajomego, a ten dowiedziawszy się o powodzie spaceru, zaproponuje: „To, co tak będziesz chodził? Chodź, pójdziemy na piwo...”. Sytuacja skończy się tak samo, jak w pierwszym przypadku.
Jak widzimy, trudno przypisać winę tylko i wyłącznie jednej stronie. W tej chwili wina bardziej leży po stronie żony, ale wystarczy tylko cofnąć się bardziej, aby przekonać się, że nie bez powodu „zrzędziła”. Jeżeli np. prosiła męża wiele razy, aby nie kładł brudnych ubrań tam, gdzie są czyste, a ten nie stosował się do tego i ciągle robił po swojemu, to i świętego by ruszyło. Jeżeli mąż jest bałaganiarzem i nie przykłada takiej uwagi do porządku jak żona, to mamy źródło konfliktu lub „zrzędzenia” żony.
Czyja zatem w końcu jest wina tego, że ów mąż zostawił swą małżonkę? Tak naprawdę sprawa zazwyczaj jest nie rozstrzygnięta, ponieważ prawie zawsze wina leży po obu stronach i oboje są współwinni rozpadowi małżeństwa, chociaż rzadko kto sobie to uświadamia. Łatwiej przecież zamknąć się w takim oto wyobrażeniu, że to my jesteśmy tymi skrzywdzonymi, a cała wina leży po stronie przeciwnej.
Rozpoznając w pełni łańcuch przyczynowo-skutkowy dochodzimy do źródła problemu: ze strony naszej bohaterki może to być kłótliwość, a ze strony jej męża bałaganiarstwo. Tak naprawdę to one (razem z wieloma innymi pomniejszymi przyczynami) doprowadziły w konsekwencji do zdrady męża. Są to procesy długotrwałe, obejmujące sobą wiele lat małżeńskiego pożycia, czasami aż trudno uwierzyć, jak bardzo mogą takie drobnostki przemienić się w małżeński sztorm. Kończąc ten wątek warto wspomnieć, że po to ludzie spotykają się ze sobą przed ślubem, aby się poznać. Zarówno jedna, jak i druga strona musiała te cechy w swoich partnerach przed ślubem zauważyć. Jeżeli zignorowały je lub nie doceniły ich negatywnego wpływu, pretensje mogą mieć tylko do siebie. Nie ma więc co dociekać czyja to ostatecznie była wina albo po której stronie była ona większa. Wystarczy tylko uświadomić sobie, że część winy za to, co się stało leży po naszej stronie. To pozwoli nam inaczej spojrzeć na swego „krzywdziciela”, a ponieważ sami nie jesteśmy bez winy, tym łatwiej przyjdzie nam wybaczyć.
Zapoznaj się z innymi artykułami. Przejdź do zakładki Spis artykułów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz